Po drugiej stronie lady, czyli wyznanie ekspedientki

Od połowy czerwca podjęłam się pracy w małym wiejskim sklepie. Niedługo ją kończę, dlatego też postanowiłam podsumować sobie ten rozdział mojego życia. Uznałam, że niektóre rzeczy warte są opisania na blogu.

Dzięki tej pracy mam totalnie inne spojrzenie na tą pracę. Współczuję ludziom, którzy muszą pracować w wielkich hipermarketach. Może u mnie nie ma zawsze w sklepie dużego ruchu, z dostawami radze sobie praktycznie sama,   ale czasem wracałam ledwo żywa do domu. Najgorsze było dla mnie często, że klienci wymagali ode mnie rzeczy nierealnych
"Czemu już nie ma bułek? Powinny jeszcze być"
"A czemu to pieczywo jest tak spieczone/blade?"
"Może zamiast tyle piwa zamówilibyście w końcu ten ocet?"
To zaledwie 3 przykłady. Nie rozumiem czemu mają do mnie pretensje. Nie mam wpływu jako pracownica na zamówienia albo na to czy ten chleb zejdzie szybciej czy będzie leżał do wieczora. Nie mam również wpływu na szybkość dostaw, raz tez "ocet" przyjeżdża wcześniej, a innym razem później. Nie można wymagać od ekspedientki takich rzeczy! Ja wykonuje swoją pracę - sprzedaje towar jaki mam i tyle w temacie.

Jako, że to sklep wiejski musiałam i jeszcze będę trochę musiała użerac się z nietrzeźwymi ludźmi. Jest to naprawdę trudne i czasem bardzo męczące. Chamsko się odzywają, zaczepiają albo się po prostu kłócą. Wiadomo, musze mieć uśmiech na twarzy i wszystko brać z dystansem. Jednak to naprawdę nie jest łatwe.

W sklepie w którym pracuje prowadzony jest zapis tak zwany "na kreskę" lub inaczej mówiąc "na zeszyt". Nie raz się już zdarzyło, że zaufałam komuś i dałam na zeszyt, a potem nie oddawali mi pieniędzy. Czemu tak trudno zrozumieć ludziom, że ja musze potem wykładać za nich pieniądze z mojej własnej pensji? Jak można być takim chamem?

Doświadczenie jakiego nabrałam poprzez pracę napawa mnie dumą, jednak często było mi trudno. Pomimo wszystko mój bilans tych 3 miesięcy pracy jest dla mnie zadawalający. Poznałam nowych ludzi, nabrałam pewności siebie, wygadałam się nawet.

A Ty czytelniku, gdy będziesz w sklepie i masz zamiar denerwować się na obsługę sklepu pomyśl, że w nim też pracują ludzie i robią dosłownie wszystko, aby nadążyć z pracą i abyś był zadowolony z towaru. Choć naprawdę na wiele rzeczy nie mają wpływu

Komentarze

  1. Hej ! Ja również pracowałam w sklepie spożywczym ale nie wytrzymałam tak długo jak Ty. :)
    Wiem jaka to momentami udręka, ciężka praca i znam Twój ból.
    Pracowałam także w super i hipermarketach. Mam porównanie małych, średnich i dużych sklepów ale szczerze mówiąc dużo zależy od klientów i ludzi prowadzących działalność. W moim wypadku na kreskę brali tylko pracownicy bo szef później liczył i od pensji odejmował. Miałam przypadki, że zwykli klienci chcieli brać na kreskę ( w dodatku alkohol) aczkolwiek stanowcze nie i telefon do szefa musiał im wystarczyć.
    Zapraszam do mnie:
    http://bylasobiepanda.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak ja to znam! Już drugie wakacje pracowałam w sklepie, na stoisku warzywnym. To dopiero koszmar! Słuchanie narzekania klientów, że towar jest nie taki, jak by chcieli, za cenę w ich mniemaniu zbyt wygórowaną... W gwiazdce z nieba znaleźliby wady. Ale cóż, jakoś wytrzymałam, kończę w tym tygodniu :D
    www.dorysowana.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Szanuje pracę każdego i jak ja nie lubie być denerwowana to nie lubi denerwować też innych, niestety zdarzają się ludzie, którzy bezczelnie wybrzydzają po czy komentują i wychodza z niczym... okropieństwo ;/

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nastrój ekspedientki nie ma tu nic do rzeczy.

      Usuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty